piątek, 7 grudnia 2012
Ukazał się nowy tom bestsellerowej serii! [FRAGMENTY]
Właśnie ukazał się piąty tom bestsellerowej serii "Dary Anioła", "Miasto zagubionych dusz".
Bohaterką książek Cassandry Clare jest nastoletnia Clary Fray, rudowłosa dziewczyna, która wykazuje nieprzeciętną zdolność do wpadania w tarapaty. Jej najlepszym i jedynym przyjacielem jest chłopak, matka jest roztrzepaną artystką, a miejscem rozrywki są ulice Manhattanu i nocne kluby. Aż do czasu, gdy pewnej nocy w klubie Pandemonium trzech nastolatków na jej oczach zabija chłopca, który, jak się okazuje, tak naprawdę wcale nie jest człowiekiem...
Najnowszą część przygód Clary, a także wcześniejsze części serii, możecie kupić w promocyjnych cenach na Publio.
Mamy też dla Was konkurs, w którym możecie wygrać e-booka "Miasta zagubionych dusz". Szczegóły znajdziecie TUTAJ.
A tymczasem, na zachętę, przeczytajcie fragmenty książki.
PROLOG
Simon stał i gapił się tępo na frontowe drzwi swojej kamienicy.
Nie znał innego domu. To tutaj rodzice przynieśli go, kiedy się urodził. Dorastał w murach tego szeregowca na Brooklynie. Latem bawił się na ulicy w cieniu drzew, zimą robił sobie prowizoryczne sanki z pokryw pojemników na śmieci. W tym domu jego rodzina odprawiała sziwę po śmierci ojca. Tutaj po raz pierwszy pocałował Clary.
Nie wyobrażał sobie dnia, że drzwi domu będą dla niego zamknięte. Ostatnim razem, kiedy widział matkę, nazwała go potworem i błagała, żeby sobie poszedł. Rzucił na nią czar zapomnienia, że jej syn jest wampirem, ale nie wiedział, jak długo urok okaże się skuteczny. Kiedy teraz stał w chłodnym jesiennym powietrzu, gapiąc się na kamienicę, zrozumiał, że nie dość długo.
Drzwi były pokryte symbolami: gwiazdami Dawida namalowanymi farbą, wyrytym znakiem Chai, oznaczającym życie. Do gałki i kołatki przywiązano tefilin. Wizjer zasłaniała hamsa, Ręka Fatimy.
Simon odruchowo dotknął metalowej mezuzy przymocowanej do prawej strony futryny. Z miejsca, gdzie jego ręka dotknęła świętego przedmiotu, uniósł się dym, ale on sam nic nie poczuł. Żadnego bólu. Tylko w duszy straszliwą konsternację, powoli przeradzającą się w zimną wściekłość.
Kopnął w drzwi.
- Mamo! - krzyknął. - Mamo, to ja!
Żadnej odpowiedzi, tylko echo jego głosu w głębi domu i szczęk zasuwy. Wydawało mu się, że słyszy ciche kroki matki i jej oddech, ale nie odezwała się słowem. Nawet przez drewno czuł kwaśny zapach strachu i paniki.
- Mamo! - Głos mu się załamał. - Mamo, to śmieszne! Wpuść mnie! To ja, Simon!
Drzwi zadrżały, jakby matka w nie kopnęła.
- Odejdź! - Jej głos był ochrypły z przerażenia, prawie nie do rozpoznania. - Morderca!
- Ja nie zabijam ludzi. - Simon oparł głowę o drzwi. Mógłby je pewnie wyważyć kopniakiem, ale po co? - Mówiłem ci. Piję zwierzęcą krew.
- Zabiłeś mojego syna! - wykrztusiła matka. - Zabiłeś go i podstawiłeś potwora na jego miejsce.
- Ja jestem twoim synem...
- Masz jego twarz i mówisz jego głosem, ale nim nie jesteś. Nie jesteś Simonem! - Jej głos wzniósł się niemal do krzyku. - Wynoś się z mojego domu, zanim cię zabiję, potworze!
- Becky. - Simon przyłożył dłonie do mokrej twarzy, a kiedy je odjął, zobaczył, że są całe w czerwonych plamach. Jego łzy były krwawe. - Co powiedziałaś Becky?
- Trzymaj się z daleka od swojej siostry.
Simon usłyszał dobiegający z wnętrza domu łoskot, jakby coś się przewróciło.
- Mamo - powtórzył, ale tym razem głos wydobył się z jego gardła jako ochrypły szept.
Ręka zaczęła boleśnie mu pulsować. - Muszę wiedzieć... Jest Becky? Mamo, otwórz drzwi. Proszę...
- Trzymaj się z daleka od Becky! - Simon usłyszał, że matka cofa się od drzwi.
Potem rozległo się znajome skrzypnięcie kuchennych drzwi i trzeszczenie podłogi. Odgłos wysuwanej szuflady. Simon wyobraził sobie nagle, że matka chwyta nóż.
Zanim cię zabiję, potworze.
Na tę myśl aż się zachwiał. Gdyby go zaatakowała, do głosu doszedłby Znak. Zabiłby ją, tak jak wcześniej zniszczył Lilith.
Simon opuścił rękę i cofnął się powoli. Chwiejnie zszedł po schodach i ruszył chodnikiem. Przywarł do pnia jednego z dużych drzew, które ocieniały przecznicę. Stał tam długo, wpatrując się w drzwi swojego domu, pomazane i zeszpecone świadectwami matczynej nienawiści.
Nie, poprawił samego siebie. Matka nie darzy go nienawiścią, tylko uważa, że jej syn nie żyje. To, czego ona nienawidzi, nie istnieje. Nie jestem tym, za kogo ona mnie bierze.
Simon nie wiedział, jak długo stałby odrętwiały pod drzewem, gdyby w kieszeni jego płaszcza nie zaczęła wibrować komórka.
Sięgnął po nią odruchowo i zauważył, że na wnętrzu dłoni wypalił mu się wzór z mezuzy - przeplecione ze sobą Gwiazdy Dawida. Przełożył telefon do drugiej ręki i przystawił go do ucha.
- Halo?
- Simon? - To była Clary. Zdyszana. - Gdzie jesteś?
- W domu... - Zawahał się i poprawił: - W domu mojej matki. - Własny głos brzmiał głucho i obco w jego uszach. - Dlaczego jeszcze nie wróciłaś do Instytutu? Wszystko w porządku?
- Tak - odparła Clary. - Zaraz po twoim odejściu Maryse wróciła z dachu, gdzie miał czekać Jace. Nikogo tam nie było.
Simon ruszył przed siebie. Nie zdając sobie z tego sprawy, jak mechaniczna lalka, zaczął iść ulicą w stronę stacji metra.
- Co to znaczy, że nikogo tam nie było?
- Jace zniknął - powiedziała Clary z napięciem w głosie. - Sebastian też.
Simon zatrzymał się w cieniu nagiego drzewa.
- Ale przecież Sebastian nie żył. On nie żyje, Clary...
- Więc powiedz mi, dlaczego nie ma tam jego ciała. - Jej głos w końcu się załamał. - Jest tylko mnóstwo krwi i potłuczonego szkła. A oni obaj zniknęli. Jace zniknął...
Dłuższy fragment książki możecie przeczytać TUTAJ.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz